Autor Wiadomość
Orpetaplem
PostWysłany: Czw 10:28, 19 Kwi 2007    Temat postu:

Adult BDSM movie
http://free-bdsm-movies.info/movies/215250.avi
Gość
PostWysłany: Nie 14:53, 01 Kwi 2007    Temat postu:

Hardcore anal action video!
http://I-Love-Anal.info/videos/mediaplayer.php?file=215250
Anpo38
PostWysłany: Śro 9:57, 24 Sty 2007    Temat postu:

http://Paris-Hilton-Doing-A-Monkey.info/movies/646945
monatoja
PostWysłany: Sob 18:51, 24 Cze 2006    Temat postu:

a miiiiiiiiiiiiiiii się podoooba!! O !! Tak!! O !! Smile luuubie takie historie:) Zresztą ty wiesz błazej...
blazej01
PostWysłany: Sob 9:58, 24 Cze 2006    Temat postu:

Dziękuję za słowa krytyki, napewno postaram się by zbiegem czasu było ich jak najmnie Smile

niedługo nowe opowiadanie Smile
artias007
PostWysłany: Sob 9:23, 24 Cze 2006    Temat postu:

Aby przeczytac ten tekst musialem sie z lekka zneczulić Twisted Evil
Więc czytałem go w piatek po zakonczeniu roku a w sumie to juz sobota prawie była Cool

Tekst jest dobry. Ma kilka niedopracowan i nie domowien. Ale generalnie na poczatek jest good Rolling Eyes
FatCat
PostWysłany: Pią 22:03, 23 Cze 2006    Temat postu:

No Blazeju, jestem pod duzym wrazeniem. Fajne opowiadanko. Drobne bledy sie zdarzyly, ale mimo tego jest bardzo pozytywne. Naprawde fajne czytadelko. Oby wiecej takich! Pozdro!
McDracullo
PostWysłany: Pią 16:16, 23 Cze 2006    Temat postu:

Będzie lakturka do poduszki ;P
Duzia woda
PostWysłany: Pią 1:03, 23 Cze 2006    Temat postu:

Nie przeczytałem jeszcze Wink . Wydrukuj mi to, bo mi się drukarka zrypała. Nie ma to jak kartki, książki, czytanie z kompa to swoiste pozerstwo przy tym Laughing Smile .
ragnarok
PostWysłany: Czw 22:58, 22 Cze 2006    Temat postu:

O ++++ dobra robota!![Cenzurka:D]
Jeszcze nie przeczytałem ale znajdzie sie czas i jakis komentarz walne:P
blazej01
PostWysłany: Czw 22:54, 22 Cze 2006    Temat postu: Andamar- Tajemniczy zamek?

Zegar wybił właśnie północ. Na zamku nie było już nikogo. W żadnym pokoju nie paliła się świeca. Twierdzę ogarnęła głęboka cisza.

Elenear, który miał swą komnatę na czwartym piętrze, nigdy nie chodził tak wcześnie spać. Zawsze przy lampie lubił czytać literaturę o demonach, wampirach i o wszelkich innych tajemniczych stworzeniach. Teraz jednak czytał książkę opartą na faktach. Była to historia pewnego szkockiego zamku zwanego Andamar. W tym o to miejscu, raz na 3 miesiące, słychać było krzyk dziecka. Jak donoszą legendy, lament dochodził z podziemi, bądź też z dzwonnicy. Wszystko to zainspirowało Eleneara do zgromadzenia wszelkich powstałych zapisków dotyczących tego miejsca. Jak można przeczytać w dziejach tej warownej twierdzy, znajdowała się ona nieopodal lasu Ivandarn. Była to bardzo pilnie strzeżona budowla, gdyż zawierała zagadkę, jak umarł ostatni dziedzic tronu dynastii Kommenwerów. Wszyscy dotąd podejrzewali, iż był to jedyny syn rodziny królewskiej.
Elenear doświadczony historyk, archeolog, a jednocześnie doktor parapsychologii, podjął decyzję - Wyruszę tam i jako pierwszy rozwikłam tą zagadkę - lecz nikt tych słów nie usłyszał. Zamek ogarnęła noc, więc wypowiedziane przez niego zdanie odbiło się echem od kamiennych ścian. Im bardziej zagłębiał się w dokument, tym bardziej był pewny swojej decyzji. W komnacie panowała głęboka cisza, słychać było tylko strzelające płomienie w ognisku. Wskazówki zegara wskazywały już 2 w nocy.
Elenear był już zmęczony, więc włożył kawałek kartki jako zakładkę do książki, po czym poszedł spać.

***



- Dzień dobry - rzekł historyk do służącej w jadalni. Była dziesiąta rano. Wysoko na sklepieniu znajdowało się słońce. Wiał lekki wiatr, dzięki któremu nie odczuwało się tak dotkliwie gorąca.

Kiedy śniadanie zostało podane, pan Reyon (tak bowiem nazywał się Elenear) zabrał się do niego z wilczym apetytem. Potrawa leżąca na talerzu wyglądała dość dziwnie. Sam historyk przyglądał się jej bacznie. Po jakimś czasie zapytał - Saro, czym jest i jak nazywa się to danie?
- Jest to posiłek zwany "Lwią Paszczą". Składa się on z wydrążonych wcześniej kawałków mięsa i ostrego sosu naszego kucharza, pana Hamana. Wszystko to jest oblewane winem z owoców naszego ogrodu - odrzekła Sara.
Po tych słowach Elenear zabrał się do jedzenia. Sara bacznie obserwowała Reyona, jak z wielkim zapałem konsumuje danie.
Po jakichś dziesięciu minutach, gdy historyk zjadł, zapytała:
- I jak smakowało?
- Było rewelacyjne - odpowiedział archeolog. Służąca uśmiechnęła się.

Nagle z ust Eleneara padło pytanie:
- Saro, czy wiesz coś może na temat zamku Andamar?
Pracownica kuchni była zdziwiona, lecz odpowiedziała: - Tak, kiedyś w mieście słyszałam o nim legendę. Chce ją Pan usłyszeć?
Długo nie musiała czekać na odpowiedź:
- Oczywiście, że tak - odparł doktor, siadając na krześle stojącym przy oknie. W ręce trzymał kieliszek czerwonego wina.
- Jak głosi legenda, król tamtego zamku miał jednego syna, a co za tym idzie jedynego następcę tronu. Jednak żywił do niego ogromną nienawiść. Kiedy myślał o tym, że kiedyś zostanie przez niego zastąpiony, wpadał w wielką złość. Matka - ciepła, miła, kochająca Eva broniła swego syna przed agresją ze strony ojca. Nie chciała, by coś mu się stało, lecz nie mogła być zawsze przy nim.
Pewnego dnia dziecko zachorowało. Ponieważ królewskiego lekarza nie było akurat w Andamar, trzeba było sprowadzić jakiegoś z pobliskiego miasta. Królowa, nie chcąc zawierzać tak ważnej sprawy żadnemu z podwładnych, osobiście wybrała się w drogę. Jednak los bywa okrutny. Eva nie dojechała na miejsce. Rydwan, którym podróżowała, spadł nagle ze skały i rozbił się na stromych zboczach, będących linią brzegową morza Saven.
Kierowcy rydwanu nie odnaleziono, zaś ciało matki było rozszarpane, gdyż nabiła się na ostrą, niczym nóż skałę. Wiadomość ta obiegła pobliskie miasteczka, trafiając także do Andamar. Wszyscy bardzo przeżywali to, co się stało. Król jednak był chyba z tego rad z tej nowiny, ponieważ wiedział, że teraz nie ma nikogo, kto broniłby jego syna. Wiedział, że jego dynastia nie przetrwa, jednak wolał oddać zamek we władanie komuś obcemu.
Jak mówią opowieści, władca Andamaru zamurował ciało dziecka albo w lochach, albo w północnej ścianie dzwonnicy. Lecz nikt nigdy tego nie potwierdził, gdyż wejścia do zamku nie ma. Zostało ono zburzone po śmierci króla. Inne historie mówią, iż istnieje drugie wejście do twierdzy. Nie wiadomo jednak, gdzieono jest.

Zapadła cisza, Elenear z Sarą wymienili spojrzenia, lecz żadne z nich nie przemówiło. Słońce znajdowało się juz w zenicie, niebo było bezchmurne, a drzewa owiewał lekki, chłodny wiatr.
Po jakimś czasie Reyon zapytał: - Czy to wszystko, co wiesz o tym miejscu?
- Tak, tylko ta legenda krąży po mieście - odpowiedziała służąca.
Po tych słowach ruszyła w stronę kącika, gdzie składowane były naczynia. Cała historia opowiedziana przez Sarę, umacniała doktora w przekonaniu, iż powinien jechać do Andamaru. Zagadka ta miała podłoże historyczne, jak i archeologiczne. Kiedy służąca wróciła do kuchni zapytał:
- Jak mogę tam dojechać?
Ona, zdziwiona pytaniem, odpowiedziała:
- Kiedy przekroczy pan granice miasta Iven, od strony południowej ujrzy pan skrzyżowanie. Należy jechać w prawo, a potem cały czas prosto. Po jakichś dziesięciu minutach drogi, widać będzie las. Gdy przekroczy pan jego progi, po lewej stronie ujrzy pan jedną wieżę zamku. To będzie właśnie to miejsce.
Elenear, na potwierdzenie wskazówek, skinął głową, po czym powtórnie zapytał:
- Ile czasu zajmuje podróż i czy któryś z nadwornych rydwanistów zna tę drogę?
- Cała podróż zajmuje około 2 godzin, a jedynym kierowcą, znającym to miejsce jest Remus.
- Bardzo dziękuję za cały poświęcony mi czas i za wszelkie porady - odrzekł archeolog, po czym ruszył w stronę wyjścia. Sara wstała szybko za nim, uśmiechając się w jego stronę.

Elenear, zamknąwszy drzwi jadalni, ruszył w stronę stajni, gdzie przypuszczalnie znajdował się Remus. Idąc przez dziedziniec, podziwiał obrazy. Prezentowały się one cudownie, na tle czerwonych płócien, znajdujących się na ścianie. Kiedy opuścił mury zamku, skierował się w stronę drewnianego budynku. Był on oddalony o jakieś dziesięć minut drogi od twierdzy. Pomyślał „taki spacer dobrze mi zrobi, uporządkuję wszystkie myśli”. Gdy zbliżał się do miejsca, gdzie trzymano konie, ujrzał stojącego przy bramie mężczyznę. Był on szczupły i wysoki, miał około 185 cm wzrostu. Jego włosy były długie i czarne. Na jego twarzy widniał uśmiech.

Elenear zbliżył się do niego, wyciągając rękę na przywitanie.
- Witaj Remusie, jestem Elenear Reyon.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – odrzekł mężczyzna.
- Jak mi wiadomo, jako jedyny znasz drogę do zamku Andamar. Chciałbym tam pojechać, dlatego zwracam się do Ciebie. -
- Tak, tylko ja umiem tam dojechać. Co Pana skłoniło do takiej wyprawy?
- Przeczytałem ostatnio historię tego miejsca i, powiem szczerze, to mnie zainspirowało. Jestem z zawodu historykiem i archeologiem, więc sprawy z tych dziedzin są mi dobrze znane. Ciekawi mnie, co się stało z jedynym synem Kommenwerów.
Z twarzy Remusa zniknął uśmiech. W jego miejsce pojawiła się powaga.
- A kiedy chciałby pan tam wyruszyć?
- To zależy tylko od ciebie, Remusie. Kiedy będziesz miał czas?
- Jutro mam czas, bodajże około 11 rano. Odpowiada panu ten termin?
- Wyśmienicie, oczywiście, że mi odpowiada. To jak, jutro widzimy się o 10:45 przed głównym wejściem?
- Dobrze, będę czekał o tej godzinie. Do widzenia.
- Do widzenia – zakończył rozmowę Reyon, udając się z powrotem do zamku. Tam skierował się do swojej komnaty.



***


Mijała godzina 22, a Elenear nadal był zanurzony w lekturze o tajemniczym zamku. Do końca zostało mu zaledwie piętnaście stron, a czytał je, jakby zaczynał od początku. Z zapartym tchem chłonął litery. Książka kończyła się słowami "Nikt do zamku wejścia nie znajdzie". Pogrążony w myślach, po przeczytaniu tego wersu, zaczął przygotowywać ekwipunek, który miał zabrać ze sobą w podróż. Na łóżku odkładał najpotrzebniejsze rzeczy: jedzenie, mapę, lampę z zapasem nafty i nóż w razie niebezpieczeństwa. Wszystko to starannie zapakował do skórzanej torby, postawił nieopodal drzwi, po czym poszedł spać z myślą „Jutro wszystko się okaże”.


***


Słońce pięło się ku górze, a jego ciepłe promienie ogrzewały twarz Eleneara. Drewniany zegar, stojący blisko paleniska, wskazywał godzinę 8:30, a więc do śniadania było jeszcze pół godziny. Kiedy doktor był zanurzony w myślach, za oknem słychać było śmiech dzieci. Pochodziły one zapewne z pobliskiego miasteczka Iven. Radość, jaka z nich emanowała, była skutkiem zakończenia roku szkolnego, nadejściem lata, a co za tym szło, końcem zmartwień i ciągłą zabawą na podwórku. Kiedy archeolog wrócił z krainy marzeń do rzeczywistości, ubrał się i zszedł na dół. W jadalni, dokąd się udał, czekała na niego Sara i przygotowane śniadanie.
Kiedy Elenear usiadł do stołu, służąca nalała mu herbaty do filiżanki, po czym rzekła:
- Smacznego.
Reyon przytaknął i zabrał się do jedzenia. Tym razem posiłek był normalny, albowiem składał się z wiejskiej pajdy chleba, sera i kilku kawałków smażonej szynki z dzika. Po skonsumowaniu, Elenear wstał od stołu, podziękował i skierował się w stronę wyjścia. Jego drogę do drzwi jadalni przerwały słowa Sary:
- Zapomniałby pan prowiantu na drogę.
Doktor zwrócił się do niej, zabrał pakunek, ponownie dziękując. Po kilkunastu sekundach znajdował się już za drzwiami.
Wrócił do swego pokoju po przygotowane wcześniej rzeczy do podróży. Upewnił się, czy wszystko zabrał, a następnie opuścił komnatę i zamknął ją na klucz.
***


W drodze do wrót zamku, napotkał starca, którego nigdy wcześniej nie widział. Był to mężczyzna w podeszłym wieku, miał siwe, nieuczesane włosy. Na oczach nosił stare okulary i drewnianą laskę, którą się podpierał. Reyon nie wiedział, jak ma się zachować – przejść, nie zwracając na siebie uwagi, czy rozpocząć konwersację z nieznajomym. Postanowił, że wybierze pierwszą możliwość. Kiedy mijał starca, ten odezwał się:
- Poczekaj, człowieku, chcę zamienić z tobą słówko. Elenear podszedł do nieznajomego i, nie czekając na to, co ma zamiar powiedzieć, zapytał:
- Czy Pan mnie zna?
Mężczyzna odpowiedział:
- Nie, ale doszły mnie słuchy iż wybierasz się do Andamar. Czy to prawda?
- Owszem - odparł stanowczo doktor, zadając kolejne pytanie:
- A pan kim jest?
- Widzisz, człowieku, ja, Haran byłem sługą na zamku króla Kommenwerów. Służyłem tam blisko 40 lat. Znam dokładnie historię tego miejsca, jak i dzieje panującej tam dynastii.
- Czy zechciałby pan pojechać tam ze mną? Ja znam dzieje tego zamku tylko z książek.
- Z największą przyjemnością jeszcze raz odwiedzę stare mury po kilkunastoletniej przerwie.
To, co powiedział, zdziwiło Eleneara, gdyż spodziewał się on zupełnie odwrotnej reakcji. Obawiał się, że mężczyzna od razu odmówi. Ciszę przerwały słowa Reyona.
- O 10:45 jestem umówiony z rydwanistą Remusem. Jeśli Pan naprawdę chcę jechać, proszę być o tej godzinie przy głównych drzwiach.
- Oczywiście będę, do zobaczenia – odparł, po czym skierował się w stronę części zamku znajdującej się na 2 piętrze. Doktor zaś, przeciwnie, podążył ku drzwiom. Zapragnął spaceru przed podróżą, gdyż wiedział, że będzie to długi dzień.


***


Na myśl, że za 10 minut podjedzie rydwan, Elenearowi serce biło dwa razy mocniej i szybciej. Był tak podekscytowany, że nie potrafił znaleźć miejsca, gdzie mógłby spokojnie usiąść. Kiedy doktor stał przy drzwiach zamku, usłyszał za plecami znany, juz wcześniej słyszany głos. Należał on do Sary. W jego tonie było słychać obawę i niepokój. Powiedziała do nich:
- Niech Pan uważa na siebie, to zdradliwe miejsce – a następnie odeszła. Chwilę później o uszy odbił się głos znacznie poważniejszy. Teraz przed oczyma stał starzec, trzymając w ręku swą drewnianą laskę, na której były wyryte nieznane symbole. Nie nurtowało to aż tak Reyona. Przyczyną jego zadumy był prawdziwy powód, dlaczego Haran chce jechać do Andamar.
- Jestem gotowy do podróży - powiedział mężczyzna, uśmiechając się.
- To dobrze, niebawem zjawi się rydwan - odparł doktor.
Gdy obydwoje stali pogrążeni w ciszy, w oddali było słychać stukot kopyt pędzących koni. Z piaskowej mgły wyłonił się czarny rydwan, na przedzie którego był Remus. Pojazd był pokaźnych rozmiarów. Rzucały się w oczy olbrzymie koła. U góry, oparte na wspornikach, rozpościerało się białe płótno, chroniące podróżujących przed upalnym słońcem.
Rydwanista jak zwykle był uśmiechnięty. Na sobie miał czarny garnitur. W ręku trzymał skórzany bat. Gestem drugiej ręki zaprosił mężczyzn do środka. Kiedy przed wejściem stanął Haran, Remus przywitał się z nim, życząc miłej podróży. Za nim wsiadł Elenear, trzymający w ręku swą brązową torbę. Po chwili obydwoje byli gotowi do wyprawy, co powiedzieli rydwaniście.

Ich podróż się zaczęła...

Przez pierwszą godzinę, wyprawa przebiegał pomyślnie . Na zewnątrz, słońce dawało się we znaki, lecz wiał chłodny, lekki wiatr, dzięki któremu nie dało się odczuć wysokiej temperatury panującej poza pojazdem. Niebo było prawie bezchmurne, tylko na pojedynczych skrawkach sklepienia widniały białe, duże chmury.
Ciszę panującą w rydwanie zakłócił Haran.
- Co cię zainspirowało do tej wycieczki? Czemu tak bardzo chcesz poznać historię tego miejsca? – zapytał Reyona. Elenear, wyrwany z myśli, odpowiedział:
- Gdy studiowałem dość dogłębnie dzieje rodu Kommenwerów, wydawało mi się, iż była to pełna szczęścia, kochająca się rodzina. Legendy mówią jednak inaczej, zaprzeczają wszelkim faktom zawartym w publikacjach na ten temat. Powiadają bowiem, że to właśnie król zorganizował morderstwo Evy, że to on zabił ich jedynego syna i pogrzebał wszelkie nadzieje na to by ich dynastia przetrwała do dziś. Te sprzeczne informacje skłoniły mnie do przyjazdu tutaj, do tego jakże tajemniczego miejsca – tu Elenear zrobił przerwę, po czym zaczął mówić dalej. - Kolejną zagadką są ukryte wrota zamku. Źródła pisane mówią, iż wrota zostały zniszczone, zaś legendy powiadają o istnieniu innej bramy, wiodącej do serca zamku - komnaty króla. Wszelkie te pytania dały mi wiele do myślenia. Dlatego tu jestem – zakończył historyk.
- Rozumiem, widzę, że masz obszerne wiadomości związane z tą twierdzą, lecz by dokładnie rozwikłać zakładkę tego mrocznego miejsca, trzeba znać je od środka. Należało tam być, kiedy tętniło życiem i kiedy umierało. Jestem jedyną osobą z tamtego okresu, która przetrwała do dziś. Reszta mieszkających w Andamarze, postradała zmysły, tak samo jak władca tronu. Trzymaj się blisko mnie, a na pewno następne pokolenia będą o tobie pamiętać.
Po tych słowach zapadła głęboka cisza. Trwała ona dość długo, do czasu, kiedy Elenear zapytał kierowcy:
- Ile jeszcze czasu pozostało?
- Jeszcze jakieś 40, a może nawet 30 minut - odpowiedział Remus.

Do końca podróży nie padło już żadne pytanie.


Promienie słońca przybierały na sile. Nadal lekko wiał wiatr, ochładzając nieco powietrze.

W pewnym momencie starzec zawołał do Reyona:
- Spójrz, czerwona wieża zamku, jesteśmy na miejscu.
- Tak, długo czekałem na tę chwilę- odrzekł Reyon z uśmiechem na twarzy.
Kiedy dojechali już na miejsce, Remus zapowiedział:
– Zostanę tutaj, aby dokarmić konie. Będę czekał przy północnej ścianie zamku.
Obydwoje zgodzili się i opuścili pojazd, ruszając w stronę tajemniczego miejsca. Im bliżej byli celu, tym mocniej biły im serca. W końcu stanęli na przeciwko kamiennej tablicy z napisem „ Ród Kommenwerów wita każdego wędrowca”. Obok widniała druga. Napis na niej głosił: "Tu pochowani zostali Król Camen, żona jego, Królowa Eva i ... z dynastii Kommenwerów." To wolne miejsce obok imion pary królewskiej wprawiło w zadumę obydwóch mężczyzn. Bardziej zaciekawiło to Eleneara, lecz nie zapytał starca, co o tym myśli. Ruszyli dalej w poszukiwaniu wrót. Zamek otoczony był z każdej strony lasem. Przeważały w nim drzewa liściaste. Trawa wokoło budynku wyglądała na dawno nieprzycinaną, co potwierdził sam Haran. Część okien w twierdzy było powybijanych. Powodem pewnie były zabawa tutejszej młodzieży, bądź ataki złodziejów na ten obiekt.

Obeszli zamek kilkakrotnie, lecz bo drzwiach nie było ani śladu. W pewnej chwili, Elenear został sam, a starzec gdzieś zniknął. W poszukiwaniu towarzysza, doktor oddalił się od budowli i udał w kierunku północnym.

Kiedy w oddali, za jego plecami, zniknął zamek, usłyszał dźwięk przypominający przesuwanie kamieni. Podążył za swym zmysłem i gdy obchodził zamczysko od strony wschodniej, ujrzał rozsunięte dwa olbrzymie bloki skalne. Z niepewnością zbliżył się do nich. Na jednym z kamieni pokrytych mchem widniał napis " Venatim Es Patiem Manue Ake ". Elenear nie wiedział co to znaczyło, lecz był na tyle spostrzegawczy, że skierował swój wzrok ku drugiemu głazowi. Obszedł go kilkakrotnie, lecz dopiero za 6. razem dostrzegł wyryty w skale napis po którym spływała krew. Świeża, nie zaschnięta krew. Przetarł go, po czym odczytał litery, które składały się w jedną całość " Tylko wierny sługa po 40 latach otworzy wrota. Camen K." To wszystko wyjaśniło pytania jakie dwoiły się i troiły w głowie doświadczonego archeologa. Wiedział już dlaczego Haran zgodził się bez sprzeciwu, dlaczego był tak dziwnie spokojny i uśmiechnięty. W ciągu jednej chwili wszystko stało się banalnie proste. Jednak teraz to nie było najważniejsze, sprawą priorytetową było zejście w głąb nie oświetlonego tunelu, jaki pojawił się pod dwoma blokami skalnymi. Były tam drewniane schody, zanim jednak wyruszył, Elenear wyjął z torby lampę, zapalił ją, po czym ruszył drogą w nieznane. Kiedy przekroczył próg tunelu, usłyszał głuchy łoskot. Obejrzał się i z przerażeniem zauważył zmierzające w swoim kierunku bloki skalne. Archeolog zaczął biec w ich kierunku, jednak się spóźnił. Ktoś musiał zamknąć wejście. Reyon ruszył w dół, wiedząc, że tylko to mu pozostało.
Tunel był wąski, więc nie było możliwości iść, będąc wyprostowanym.
- Zapewne zejście tymi schodami nie sprawiło Haranowi żadnej trudności - pomyślał Reyon, kontynuując swą podróż. Gdyby nie lampa, którą zabrał ze sobą, miałby ogromne problemy z pokonaniem tunelu. Po pewnym czasie jego noga stanęła na równym podłożu.
Stał przez chwilę w bezruchu, próbując rozprostować kości. Kiedy postanowił ponownie rozpocząć ruch ujrzał w świetle lampy, krople krwi na posadzce. „To znak, że starzec jest gdzieś blisko. Czy może to jakaś inna osoba?” - taka myśl przebiegła przez umysł historyka gdy kierował się naprzód. Im dalej szedł, krople były coraz większe i bardziej wyraziste. Ich konsystencja dawała do zrozumienia, iż były świeże. Wreszcie, wędrówka dobiegła końca. Na końcu tunelu Elenear ujrzał nowe schody. Była to jedyna droga, więc Reyon nie miał problemu w którą stronę się udać. Droga ta prowadziła na pierwsze piętro zamku gdzie, jak wynikało z książek, kiedyś znajdowała się jadalnia, łaźnia oraz pokój gościnny. Na drugim zaś, była komnata króla, jego małżonki oraz pokój dziecięcy. Trzecie piętro w połowie uległo spaleniu, lecz połączenie do dzwonnicy ocalało. Przeszedł spokojnie pierwszą kondygnację, obserwując na podłodze krople krwi. Były takich samych rozmiarów. Ruszył schodami na górę i gdy jego noga stanęła na pierwszym stopniu usłyszał głosy:
- Bracie, po 40 latach znów się widzimy. Jak tu wytrzymałeś w tych warunkach?
Elenear nie wierzył własnym uszom, teraz w zamku były trzy osoby. On, Haran i jego brat. Ciągle dręczyło go pytanie: „Jak to możliwe?”. W końcu ruszył na drugie piętro, gdzie zobaczył, jak Haran obejmował w geście radości swego brata. O ile Reyon dobrze zauważył, druga postać była wyższa od starca, jej twarz wyglądała na strasznie wychudzoną. Na jego głowie było niewiele brązowawych włosów.

Spokojnym krokiem, doktor ruszył w stronę dwóch braci.

- Jak mnie znalazłeś? zapytał Haran.
Odpowiedź nadeszła dość szybko:
- Podążałem za kroplami krwi. Dlaczego na kamieniu była krew? - zapytał.
- Mogłeś tego nie doczytać, bo ten napis był zamazany: "Tylko człowiek o krwi przepełnionej braterską miłością będzie w stanie otworzyć wrota." Jak widzisz, to jest mój brat – Calel.
Teraz na podłogę spływały krew i łzy, łzy radości z odnalezienia brata.
- No dobrze, ale nadal nie wiem, skąd się bierze ten nocny lament?
To pytanie odbiło się echem od ścian zamku, a odpowiedź na nie zawisła w powietrzu.
- To nasz trzeci brat, a raczej jego dusza – odrzekł Calel.
- O kim ty mówisz? - zapytał zdumiony Haran.
- Tak, widzisz kiedy opuściłeś, z rozkazu króla, zamek, władca postanowił, po zabójstwie swej żony, dziecka zamordować służących. Wydawało mu się, że straż uciszyła mnie na zawsze, udało jednak mi się uciec. Menor, nasz brat, którego tak naprawdę nie znałeś niestety nie miał tyle szczęścia. Camen zamordował go. Każdy fragment ciała umieścił w osobnym stopniu schodów, a jego głowę w ścianie dzwonnicy.
- Ale jak to możliwe? Dlaczego mnie kazał wyrzucić z zamku, a was zostawił na stracenie?
- Tego ja sam nie wiem. Przez te 40 lat, jak tutaj jestem, musiałem wysłuchiwać lamentu Menora, to było okropne.
Elenear stał niczym kamień, wpatrzony w braci. Był zaszokowany tym, co usłyszał.
- A co się stało z dzieckiem rodziny królewskiej? Myślałem, że to je zamurował? - zapytał Haran ze łzami w oczach.
- Dziecko, po śmierci Evy, kazał wrzucić do morza. Potem, słuch o nim zaginął - kiedy Calel wypowiadał te słowa, poczuł dreszcz przechodzący przez jego ciało.

Zaległa cisza, nikt nie był w stanie nic powiedzieć.

Pytanie Reyona niezręczne milczenie.
- Dobrze, Calelu, powiedz mi, dlaczego przejście z trzeciego piętra do dzwonnicy jest tak spalone?
- Kiedy po śmierci Menora, król zakopał części ciała w schodach, postanowił się pozbyć jedynych śladów. Sam własnoręcznie podłożył ogień, z myślą, że dosięgnie on dzwonnicę. Jednak jego plany nie powiodły się.
- Co w końcu stało się z władcą? - zapytał Haran. Odpowiedź nadeszła szybko.
- Po wszystkich zajściach, jakie miały tu miejsce, król postradał zmysły. Napisał list do ciebie, lecz ten gdzieś zaginął. Może nigdy go nie wysłał, a może nie dotarł do ciebie. Pewnego późnego wieczora, opuścił mury zamczyska. Przez długi czas nikt o nim nie słyszał. Po jakimś czasie, znaleziono jednak zwłoki mężczyzny, które wisiały na drzewie, ociekając jakąś nieznaną cieczą. Przypuszczalnie była to substancja, która zżerała skórę człowieka. Ciało jego było od nóg do pasa pozbawione tkanki, co świadczyło o tym, że ten płyn kierował się w stronę przeciwną niż od góry do dołu.

Po tej wypowiedzi, Calel odetchnął ciężko i spojrzał w stronę Eleneara i swego brata. Obydwoje sprawiali wrażenie zaskoczonych tym co powiedział. Chyba nie byli zbytnio przekonani do jego słów.
Po chwili, Elenear i Haran powiedzieli równocześnie:
- Chodźmy lepiej z tego miejsca.
- Nie chcę już go więcej oglądać - powiedział starzec.

Razem ruszyli w kierunku wyjścia w milczeniu, żaden z nich nie odważył się przemówić. Każdy z nich zdawał sobie sprawę z tego, co się dziś stało. Jest pewne, że każdy o tym myślał.



Kiedy zbliżali się do wyjścia z tunelu, Haran powiedział:
- Każę spalić ten zamek, niech nas już więcej nie prześladuje.
Calel i Elenear przytaknęli, po czym zaczęli wspinać się po stromych schodach ku wyjściu.
Kiedy wszyscy troje znaleźli się na górze, starzec znów przyłożył krwawiący palec do kamienia, po chwili głazy zasunęły się ponownie. Archeolog zagwizdał 2 razy, co było sygnałem dla Remusa. Gdy podjechał rydwan, wsiedli i ruszyli w drogę.
Cała trójka spoglądała się za siebie, jak w oddali znika twierdza, miejsce ohydnych zbrodni i zła.


***

Podróż przebiegała spokojnie, w rydwanie panowała martwa cisza. Słońce chyliło się ku zachodowi. Kiedy dojechali do zamku, każdy w milczeniu udał się do swej komnaty.

Następnego dnia Haran, Calel i Reyon zebrali się w jadalni gdzie spożyli swój pierwszy posiłek ,
Kiedy wszyscy już zjedli, odbyło się pożegnanie.
- Dziękuje ci bardzo, że zabrałeś mnie do Andamar, Elenearze. Gdyby nie Ty, nie byłoby tu mojego jedynego już brata Calela – powiedział Haran. Obydwoje uścisnęli sobie dłonie. Z ust Calela padło tylko jedno słowo:
- Dziękuję. – powiedział głośno, po czym skierował się ku drzwiom.

Kiedy dotarli na miejsce, gdzie zaraz miał zjawić się rydwan, Haran zapytał doktora:
- A ty, co będziesz teraz robił? -
- Zamierzam napisać książkę, która pokaże prawdziwą historię tego tajemniczego miejsca, a potem… się zobaczy. Kto wie, może się kiedyś ponownie spotkamy? -
- Miło by było - odrzekł ciepłym tonem starzec.
- A wy, dokąd się udacie?
- Nie wiem, zajmę się Calelem, a potem zobaczymy, jakimi niespodziankami obdaruje nas los - na twarzy Harana pojawił się uśmiech. Po rozmowie ruszył ku wyjściu.

Elenear stał w drzwiach i patrzył, jak odjeżdżają. Myślami był ciągle w Andamarze. Pomachał im na pożegnanie, po czym zamknął drzwi. Mijając Sarę, skierował się w stronę swej komnaty. Myśli w głowie gromadziły się z biegiem czasu, lecz jedna była najbardziej wyrazista – „To nie koniec historii na temat tajemniczych zamków. Wszystko jeszcze przede mną”

Drzwi do komnaty zamknęły się.













Błażej Obiała

Powered by phpBB © phpBB Group
Theme created by phpBBStyles.com